Uff, pikantne...
list z 30 czerwca 2001

Uff, już wiem, co to znaczy "pikantne"... A Wy wolelibyście nie wiedzieć ;-) Skończyłam jeść blisko godzinę temu, ale ciągle czuję tę część układu pokarmowego, przez którą przewędrowało to okropieństwo, od spalonego języka, przez palące się gardło po żarzący się żołądek. Ggrrruuummmffff....
W moim ostatnim liście, opisującym Copacabane, zapomniałam o najważniejszym: o katedrze. Copacabana to spore centrum pielgrzymkowe, z wielka katedrą. I tylko jedna rzecz jakoś tak dziwnie wygląda. Normalnie, przy wejściu do kościoła jest naczynie ze święconą wodą, no nie? No więc tutaj księża się wycwanili. Naczynie, owszem, jest, ale zamknięte. Chcesz święconej wody? Wrzucasz monetę i dostajesz. Jeśli to nie jest nadużycie, to ja jestem Luter we własnej osobie!!
Robi się trochę gorąco. Rząd prowokuje ludzi jak może, nie wiem, czy oni chcą wojny domowej? Dzisiaj zniszczyli radiostację protestujących. Poza tym są problemy z jednym trupem - wczoraj żołnierze zabili (strzałem w tył głowy) jakiegoś staruszka i zabrali jego ciało. Teraz nie chcą zwrócić ciała rodzinie, mówią, że rodzina ma zapłacić. Ciekawe, skąd ma wziąć na to kasę. Tutaj rolnicy przy "dobrych wiatrach" wychodzą mniej więcej na zero, tyle, żeby się utrzymać. Wychodzą do pracy o piątej rano, kończą o zachodzie Słońca (6-7 wieczorem), ale zbiory mają nijakie - taka ziemia.
Teraz wszyscy żyjemy wyjazdem Erin, studentki ze Stanów. Nie ma jak dostać się do La Paz, więc myślimy wysłać ją do Peru, do Cuzco, tam odbierze ją rodzina Sergia i wsadzi w samolot do Limy, no i z Limy do Stanów. Podobnie drugi student, który przyjeżdża tego samego dnia (6 VII), przyjechałby tą samą trasą. Uff, skomplikowane, ale co robić...
Teraz już nie tylko rolnicy protestują, dołączyli do nich kierowcy, nauczyciele i drobni handlarze. Ten kraj się rozlatuje! Już w La Paz zauważyłam, że każdego dnia jest jakaś demonstracja, ale teraz to wszystko się nasila.
Sergio uspakaja, że to, co tu się dzieje, to taka sobie zabawa grzecznych dzieci w porównaniu z szaleństwami w Peru (Świetlisty Szlak i tym podobne - Chavezowie mieli spotkanie z bandytami ze Świetlistego Szlaku, wyszli bez szwanku dzięki znajomości keczua, ba, wręcz zaproszono ich do "jedynie słusznej" walki!!).
No i tak się żyje w najspokojniejszym kraju Ameryki Łacińskiej :-)))
pozdrawiam wszystkich mocno-mocno-mocno
Stasia

PS Aha, już wiem, jak to jest z tym podobieństwem języka polskiego do keczua. Wiecie, jak się dłuższy czas nie słyszy ojczystej mowy, to mózg robi coś takiego, że przypadkowe słowa w obcych językach zaczynają brzmieć jak rodzime. Oczywiście to tylko złudzenie...



powrót do strony głównej

list następny

napisz do autorki