Z odległej Hameryki ;-)
list z
19 czerwca 2001

Witajcie!!
Tu dzieje się tak wiele, że nie sposób wszystkiego opisać. Mówiłam Wam już, że w La Paz uciekałam razem z demonstrującymi górnikami przed gazem łzawiącym? :-) Następnego dnia górnicy się wycwanili i przynieśli ze sobą dynamit, ale mnie już wtedy w La Paz nie było ;-(
We czwartek zapowiadają się rozruchy tu w Copacabanie. Już kręci się mnóstwo żołnierzy. Oficjalnie nikt nic nie wie, ale Chavezowie znają tu różne wpływowe osoby (czarowników itp.), więc wiedzą, co w trawie piszczy.
Słuchajcie, nie mam czasu, żeby Wam opisać ceremonię, w której wczoraj brałam udział - ofierze ku czci Mama Pacha. Wszystko zanotowałam w moim dzienniku, robiłam też zdjęcia, mam nadzieję, że wyjdą. Powiem tyle, że miałam naprawdę nieprawdopodobne szczęście, że trafił mi się ten wyjazd. Może nie poznam najbardziej turystycznych miejsc w Boliwii, ale za to poznaję ludzi i obyczaje, i wydaje mi się to dużo cenniejsze. I coraz bardziej widzę, że to jest mój kraj, z tą demokracją dla turystów i prawem dżungli dla Indian. Tu jest wiele do zrobienia, szczególnie jeśli chodzi o edukację Indian, żeby znali swoje prawa i wiedzieli, jak je egzekwować. Nie mówię, że chciałabym tu zostać na zawsze... jeszcze. :-)
Aktualnie mój plan na najbliższe dni zakłada bliższą znajomość z don Eusebio, malliki (ajmarski czarownik). Trochę się go boję (ja nie chcę zostać zamieniona w żabę przez jakiś jego chwilowy kaprys!!! ;-) ), ale chcę go wypytać o różne szczegóły z tej ceremonii ku czci Matki Ziemi (Mama Pacha). Część symboliki była dla mnie zrozumiała, ale większość nie. :-(
trzymajcie się ciepło... :-*
pozdrawiam
Stasia
(jeszcze nie zamieniona w żabę)

powrót do strony głównej

list następny

napisz do autorki