"Z
ziemi Indian"
Inne artykuły znajdziesz w archiwum
Tradycja kontra ekologia
Współcześni ekolodzy amerykańscy, wychowani na ideałach wodza Seattle’a, coraz częściej zmuszeni są dokonywać wyboru – chronić przyrodę czy tubylcze tradycje?
Spór między Indianami Hopi a pracownikami Parku-Pomnika Przyrody Wupatki rozgorzał w maju ub. roku, kiedy grupa Indian z Flagstaff przybyła do biura Parku z prostym zadaniem: Czy mogą dla celów religijnych - na podstawie zezwolenia wydanego przez rząd - odłowić pisklę orła złocistego (Aquila chrysaetos) na swych pradawnych ziemiach wchodzących obecnie w skład Parku. Pisklę miało zostać rytualnie zabite, a jego pióra wykorzystane podczas obrzędu.
Prośba została odrzucona. Pracownicy Służby Parku powołali się na istniejące prawo i swój wewnętrzny regulamin. Zgodnie z amerykańskim ustawodawstwem, w parkach narodowych obowiązuje zakaz polowania i zbierania roślin; fauna i flora znajdują się pod ścisłą ochroną.
Indianie z kolei powołują się na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji o powszechnym prawie do wolności religijnej oraz na Ustawę o wolności Indian amerykańskich.
Spór doprowadził do powstania skomplikowanej kwestii legislacyjnej i potrzeby nowej wykładni prawnej. Sprawa zawędrowała do Departamentu Spraw Wewnętrznych, który ma zdecydować, czy obowiązujący od dawna przepis zakazujący polowania w parkach narodowych zostanie podtrzymany, czy też Departament przyzna tubylcom prawo do rytualnych polowań.
Zdaniem rzecznika prasowego Departamentu prośba Indian nie ma nic wspólnego z polowaniem, a dotyczy tylko wykorzystania niezagrożonych gatunków zwierząt w celach religijnych.
Rozróżnienie to zdecydowanie odrzuca przewodniczący Stowarzyszenia Konserwatorów skupiającego obrońców dotychczasowego statusu parków narodowych.
- Mówimy o odłowie dzikich zwierząt na terenie parków. Możecie używać tu różnych kamuflaży i eufemizmów, ale to i tak będzie zabijanie zwierząt w parku narodowym.
Obrońcy natury przestrzegają, że wyrok na korzyść Indian uruchomi lawinę polowań na obszarze dotąd chronionym. Grupy tubylcze domagają się zgody na polowanie w ponad 40. parkach narodowych. Ekolodzy obawiają się też groźby powstania nadużyć. Przypomnieli, że już w latach 80. Krajowe Stowarzyszenie Rusznikarskie próbowało uzyskać dla swych członków zezwolenie na polowanie w parkach, co spotkało się z ostrym protestem opinii publicznej.
Zdaniem Susan Shown Harjo (Cheyenne-Muskogee), dyrektor Instytutu Morning Star, która była członkiem zespołu opracowującego w 1979 roku rządowy raport o wolności religijnej Indian amerykańskich, ustawodawstwo dotyczące parków narodowych i tak już zawiera wiele wyjątków zezwalających na zabijanie zwierząt w celach religijnych, naukowych, ze względów bezpieczeństwa (np. odstrzał chorych bizonów w Parku Yellowstone) itp. Siuksowie mają prawo do polowania w celach religijnych w części Parku Narodowego Badlands w Dakocie Południowej. Nikt poza nimi nie może tam polować.
Pikanterii całej sprawie nadaje fakt, że wszystkie parki narodowe na zachodzie USA znajdują się na dawnych ziemiach indiańskich, które nigdy nie zostały „sprzedane” przez Indian.
Hopi od stuleci odławiali orle pisklęta na obszarze dzisiejszego Parku Wupatki. Pozyskiwanie orląt jest na tyle ważnym elementem życia religijnego plemienia, że stosowny punkt znalazł się w plemiennej konstytucji Hopi, zatwierdzonej przez władze federalne.
Dodać trzeba, że tylko niektóre klany z każdej wioski mają przywilej odłowu ptaków. Każdy klan ma własny teren, na którym operuje. W ub. roku rządowa Służba Zasobów Rybnych i Leśnych wydała klanowi Hopi z Trzeciej Mesy zezwolenie na odłów 40 orłów złocistych i nieokreśloną liczbę jastrzębi czerwonoogoniastych (Buteo jamaicensis) w północnowschodniej Arizonie.
Spór Hopi z Parkiem Wupatki to zaledwie czubek góry lodowej. Sąd Najwyższy USA musi więc niebawem wydać precedensowy wyrok określający sposób korzystania przez tubylczych Amerykanów z zasobów parków narodowych. Decyzja w sprawie Hopi powinna zapaść w ciągu kilku tygodni. Bruce Babbit, sekretarz Departamentu Spraw Wewnętrznych, musi ją podjąć do 19 stycznia 2001 roku, do końca kadencji administracji Clintona.
Sprawa ta wiąże się pośrednio także z prawem połowu wielorybów przez Indian Makah ze stanu Waszyngton. Dla Makah polowanie na wieloryba to wydarzenie o wielkim znaczeniu kulturowym. Ostatnie takie polowanie odbyło się ponad 70 lat temu, zanim wprowadzono zakaz. Dziś jest to szansa na odrodzenie kultury tego ludu, na przywrócenie tożsamości młodzieży Makah, która nie pamięta już tradycji swych ojców i dziadków.
Mimo licznych prób, od ub. roku Indianom nie udało się upolować ani jednej sztuki. Główna „zasługa” w tym przypadła ekologom, którzy śledzili każdy krok Indian i czynnie utrudniali polowanie, doprowadzając często do bardzo niebezpiecznych sytuacji na oceanie. Poddany presji ekologów i mediów, nastawionych wrogo do Indian, federalny sąd apelacyjny zawiesił w czerwcu br. roku prawo Makah do połowu wielorybów.
Nasuwa się na koniec pytanie, co jest ważniejsze: tubylcza tradycja, kultura i religia czy współczesne zapatrywania ekologów?
mm
Skrypt CGI © 2000 Sylwester Czopek