"Z
ziemi Indian"
Inne artykuły znajdziesz w archiwum
Indiański skandal na Igrzyskach
Zaledwie 10 minut mieli przedstawiciele pięciu plemion – Ute, Pajute, Goshute, Szoszonów oraz Nawahów – na zaprezentowanie swego programu podczas uroczystego otwarcia Zimowej Olimpiady w Salt Lake City. Nie obyło się jednak bez skandalu.
Cztery pierwsze plemiona żyją w stanie Utah, zaś zdecydowana większość ziemi Nawahów znajduje się w Arizonie. Mimo to właśnie Nawahowie najwięcej zainwestowali w imprezy towarzyszące Olimpiadzie, stawiając na promocję swego przemysłu turystycznego. Ocenia się, że Indianie ci przeznaczyli ponad 1 mln dolarów na ekspozycję w pawilonie położonym tuż obok placu dekoracyjnego. Ich zdaniem program artystyczny nie podkreślał dostatecznie walorów ich kultury i w ostatniej chwili odmówili udziału w programie, tłumacząc się względami bezpieczeństwa.
Nie zawiedli za to tubylczy artyści, którzy wystąpili u boku Stinga: czerokeska grupa śpiewacza Walela i Robbie Robertson, kompozytor Mohawków.
W prasie amerykańskiej, po otwarciu Olimpiady, nieustannie porównywano udział Indian z Aborygenami, którzy byli gospodarzami letnich Igrzysk w Sydney w roku 2000. Zdaje się, że udział tubylczych mieszkańców kraju organizującego Olimpiadę w uroczystym otwarciu przejdzie już do tradycji, choć niektórzy Indianie zastanawiają się, czy to na pewno wyjdzie im na dobre, czy nie jest to zaledwie przejaw poprawności politycznej i zgrabne posunięcie marketingowe.
- [Ludzie] wiedzą o nas, ale myślą, że żyjemy w muzeach – powiedział Clifford Duncan, jeden z pięciu Indian, którzy w styczniu udali się do Aten po święty ogień. – Muszą odrzucić pogląd, że Indianie wyginęli, że można ich znaleźć tylko w książkach i muzeum. Ten mężczyzna dosiadający konia w muzeum nie jest martwy. Ja żyję! LAS VEGAS REVIEW
Skrypt CGI © 2000 Sylwester Czopek