Tawacin nr 2[62], lato 2003, ss. 3-5

Phillip Deere
Być tym, kim się jest

Pochodzę z plemienia Muskogee, co jest nazwą pierwotną. Później nadano nam nazwę Creek. Ojczyzna moich przodków znajdowała się w Georgii, Alabamie i na Florydzie, ale za czasów Andrew Jacksona zostaliśmy przesiedleni do Oklahomy i stamtąd pochodzę.
Często spotykałem nie-Indian w swym życiu i zrozumiałem, że wielu z nich było bardziej zagubionych niż nasi Indianie. Nasza młodzież mogła przynajmniej wrócić do rezerwatu i poszukać starca, który mógłby im pomóc dzięki wciąż istniejącym tradycjom i odprawianym obrzędom. W każdym rezerwacie był ktoś, kto pielęgnował nauki starców. Ktoś był, więc wiedziałem, że tradycja ciągle istnieje. Nasza Droga Życia ciągle jest, więc nasi młodzi ludzie mogą ją podjąć.
Kiedy patrzyłem na społeczeństwo, widziałem wielu młodych nie-Indian stojących na poboczu i jeżdżących autostopem z jednego dużego miasta do drugiego. Działo się tak nie tylko w tym kraju, ale na całym świecie. Wielu z tych młodych ludzi podróżowało do Tybetu, do Chin, po całym świecie. Podróżowali, szukając czegoś, czego nie mogli znaleźć w domu. Ich rodzice byli bogaci, wielu miało zakłady produkcyjne, zarządzało koncernami, prowadziło firmy, ale ich synowie odmówili przejęcia interesów. Zamiast tego wybrali odmienną drogę życia i zaczęli wędrować po całym kraju i innych częściach świata, bo chcieli być ludźmi szukającymi, ludźmi spragnionymi czegoś, czego nie mogła im dać mama. Mieli w głowach pytania, na które nie mogły odpowiedzieć uniwersytety - przynajmniej te w ich krajach. Tak odkrywałem tych wszystkich zagubionych młodych ludzi. Było mi bardzo trudno pracować z wieloma nie-Indianami, ale z kilkoma mi się udało. Nie potrafiłem im jednak wskazać, co mają robić. Moi Indianie i ja zawsze przypominaliśmy im, że nie muszą siedzieć w małym ciemnym pokoju, praktykując coś z Chin czy innego kraju, ponieważ ich religia jest ciągle tutaj. Nie musieli nigdzie wyjeżdżać.
Obserwowałem też nieindiański świat doktorów, naukowców, ludzi wykształconych, którzy musieli studiować daleko akupunkturę, którzy wyjeżdżali za morze i studiowali nieznane metody leczenia, podczas gdy od tysięcy lat to samo było tutaj. Patrzyłem, jak musieli tam wyjeżdżać, bo zapomnieli o swoich tubylcach.

Phillip Deere (1929–1985), duchowy przywódca Muskogee i działacz społeczności tubylczej, związany z Ruchem Indian Amerykańskich (AIM). Ceniony nauczyciel tubylczej młodzieży, przybywającej do jego domu w Oklahomie w poszukiwaniu wiedzy i plemiennej tradycji. Nawoływał do przebudzenia lokalnej samorządności tubylczej. W 1972 roku był jednym z przywódców Szlaku Złamanych Traktatów i okupacji Biura do Spraw Indian w Waszyngtonie, a w 1978 przewodził Najdłuższemu Pochodowi z wyspy Alcatraz do stolicy USA. Jako przedstawiciel tubylczych Amerykanów wielokrotnie występował na forum międzynarodowym, m.in. na Konferencji Genewskiej w 1977 roku i podczas IV Trybunału Russella w Rotterdamie w 1980. Był świadkiem i współtwórcą indiańskiego Odrodzenia, strażnikiem wiedzy i duchowego poszukiwania.

Nie-Indianie utracili coś, czego do dzisiaj nie znają, nie rozumieją. Nawet karmienie piersią, o którym tyle się dzisiaj mówi. Pępowina rodzącego się dziecka nie jest ani za długa, ani za krótka. Dziecko rodzi się w sposób naturalny wtedy, gdy może sięgnąć do matczynej piersi. Mówi o tym pępowina i tubylcy wiedzą o tym od tysięcy lat, ale jest to coś, co nie–Indianie odkrywają dopiero teraz. Kiedy wychodziliśmy zbierać zioła w lasach, wielu z nas ofiarowywało tytoń. Podczas zbierania ziół, wiele plemion śpiewało pieśni, a wcześniej ofiarowywało modlitwy. Dla nie-Indian śpiewanie pieśni nie miało sensu. A dziś odkryto, że muzyka ma jakiś związek ze wzrostem roślin. Więc teraz wielu z nich stawia radia w szklarniach i włącza muzykę. To wszystko znaliśmy już i rozumieliśmy tysiące lat temu. Jest wiele rzeczy, których można nauczyć się od tubylców.
Gdy mówimy o Naturze, Matce Ziemi, stworzeniu, to bez względu na to, jakiej jesteś rasy, twoi przodkowie na początku czasów postępowali tak samo jak amerykańscy tubylcy. Mówimy, że na początku czasów nie mieliśmy nauczycieli ani żadnych instruktorów, więc musieliśmy studiować Naturę i zacząć ją naśladować. Popatrzcie na swoich przodków, prześledźcie ich od początku czasów, oni także nie mieli żadnych instruktorów ani nauczycieli. Nie mieli uniwersytetów, ale to od nich jakoś rozpoczęło się życie. Oni także musieli patrzeć na Naturę i naśladować ją. Gdy zaczniecie dokładnie przyglądać się starym meblom i budynkom w Europie, zobaczycie, że w nich wszystkich odbija się Natura. W naszych czasach budynki są ze szkła i nie ma niczego, co przypominałoby Naturę. Gdzieś w historii Europy waszych przodków odebrano wam mowę Natury. Zagubiliście się i razem z wami popadło w zagubienie także trochę naszych ludzi. Ale tak już jest, że ludzie tej półkuli mają szczęście rozumieć swoją religię i duchowe drogi.
Religia jest dla nas drogą życia. Nie jest czymś, co przychodzi siódmego dnia czy w niedzielne poranki. Religia jest czymś, co pozostaje z nami dzień po dniu, noc po nocy - całe nasze życie było religijne. Jest to dla nas jedyna droga życia. Kiedy spojrzysz na siebie, bez znaczenia, kim jesteś, jak wiele straciłeś, możesz nie mieć żadnej kultury, możesz mieć mieszankę kulturową, którą nazywa się amerykańską drogą życia — żyjemy w mieszance kultur. Wzięto coś z Grecji, z Francji, coś od tubylców i pomieszano to wszystko. I dziś znamy to jako american way of life. Nie ma nikogo, kto potrafiłby zdefiniować to pojęcie, nawet w sądach nie potrafili tego zdefiniować.
Jest to mieszanina różnych kultur, nawet język, którym się obecnie posługujemy. Angielski jest najstraszniejszym językiem na świecie. Ale musimy go używać do porozumiewania się. Wiele angielskich słów nie ma żadnego znaczenia. Każde słowo w językach tubylczych można interpretować, w angielskim - nie. Po angielsku możecie przeklinać, po indiańsku wam się to nie uda - my nie mamy przekleństw. Nie mamy też słów odpowiednich do: I am sorry. Nie ma Indianina, który potrafiłby zinterpretować ten zwrot. Nie mamy odpowiednika I am sorry, bo jest to po prostu wyrażenie, które ma naprawić błąd. Więc słyszymy je codziennie. Potrąciłem cię: I am sorry; odwróciłem się, wpadając na coś i znowu: I am sorry... Zastanawiam się, co to właściwie znaczy i ile razy dziennie mówimy I am sorry. Ile razy dziennie popełniany błędy? Kim jest ktoś, kto popełnia błędy jeden za drugim? Głupcem? My nie mamy słowa odpowiedniego do I am sorry, my byliśmy uważni. Nie spieszyliśmy się na zebraniach rady, zawsze byliśmy spokojni. Staraliśmy się unikać pomyłek. Nawet, jeżeli popełnialiśmy błędy, to nie mieliśmy takich słów, jak I am sorry. Jeździliśmy do Biura do Spraw Indian i prosiliśmy o pomoc, a odpowiedzią było zawsze: "I am sorry. Nie możemy wam pomóc". Im więcej o tym myślałem, tym bardziej zaczynałem nienawidzić to słowo. W angielskim jest wiele słów, których my nie mamy. Nie mamy nawet odpowiednika good-bye i do dzisiaj naprawdę nie wiem, co to znaczy. Może kupili od nas kawałek ziemi i powiedzieli good-bye [fonetycznie: "dobry zakup"]. Nauczyciele w szkołach mocno się denerwowali, każąc nam porzucić nasz język i uczyć się angielskiego. Teraz, kiedy jestem starszy, gotów jestem wrócić i porównać oba języki, który jest lepszy. Jest takie słowo justice (sprawiedliwość) i jest Court of Justice (Pałac Sprawiedliwości, Sąd). Jeśli powtórzycie to wolno, to zabrzmi to jak: court to just us: "sąd do usprawiedliwiania nas" - nas, czyli nie-Indian. Jest w angielskim wiele takich słów, które można podzielić i sprawić, by zabrzmiały inaczej.
Słuchałem nawet ich opowiadań. Mam teraz ponad 50 lat i nie mogę zapomnieć tych historyjek, których słuchałem w szkole. Pamiętam też, że wszystkie kończyły się tragicznie. Czerwony Kapturek, Trzy Świnki itp. Zawsze chciałem wiedzieć, po co im takie opowiadania. Przecież wśród Indian takich opowiadań nie ma. Zastanawiałem się, skąd się wzięły wilkołaki, skąd się wziął Frankenstein. Lubię się zastanawiać i myśleć o wielu rzeczach. Myślę o Alfredzie Hitchcocku i o tym, że miał straszny umysł. Często się zastanawiam, dlaczego wymyślili te historie, których teraz nie mogę zapomnieć. Mam ponad 50 lat i znam je słowo w słowo. Inne rzeczy, których uczyli mnie nauczyciele, zapomniałem. Czy dlatego, że musiałem pamiętać te opowieści? Dlaczego mieli te opowieści? Nie rozumiem...
Kiedy patrzymy na indiańską drogę życia, widzimy, że jest to czyste życie. Jest wiele rzeczy, które można skopiować od Indian i cały świat byłby lepszy. Dawniej, gdy Indianie wojowali, prowadzili ich wodzowie. Gdyby skopiowali to biali ludzie, oznaczałoby to, że wojnę musiałby prowadzić prezydent. Tak właśnie u nas było. I nie było tyle wojen.
Studiując naturę, poznawaliśmy życie. Wspomniałem dzisiaj komuś, że pszczoły w drzewach żyły życiem miejskim już od tysięcy lat. Żyją tak nadal i ciągle ze sobą współpracują. A ludzie w wielkich miastach nie potrafią tego. Małe mrówki żyły w podziemnych miastach od tysięcy lat i dalej żyją w ten sposób. Wszystko w stworzeniu podąża za pierwotnymi instrukcjami życia. Kaczki lecą na południe lub północ i gęsi podobnie. Mają tysiącletni rząd, który nimi kieruje. A wrona czy jastrząb siedzący na czubku drzewa, widząc te kaczki, nie mówi: "Tak robi większość. Lepiej polecę z nimi". Pozostają wroną czy jastrzębiem. Stada gęsi nie mają sekretarza, nie potrzebują prezydenta, ale mają drogę życia, która im została dana. Mają tysiącletni rząd, który wciąż się sprawdza.
Dlaczego ja miałbym być kimś innym? Jestem spokrewniony z Naturą, jestem cząstką Natury. Nie mogę być nikim innym. Nie będzie błędów w życiu, dopóki nie będzie się próbować być kimś innym. Trzeba być tym, kim się jest. Twoja koszula może na mnie nie pasować. Może być za duża lub za mała, więc lepiej będę nosił swoją własną. Nie ma sensu, żebym próbował być Niemcem albo Murzynem. Muszę być tym, kim jestem. Najważniejsza, bez względu na rasę czy kolor skóry, jest istota ludzka. Będąc ludźmi i myśląc jak ludzie, zrozumiecie to, o czym mówię. Musicie zrozumieć, co mówię o indiańskiej drodze życia. Jest to droga życia istoty ludzkiej - zrozumiecie to, jeżeli staniecie się znowu ludźmi.
Nasi ludzie zaczynają się więc budzić. Przeżyliśmy lata edukacji i prania mózgów. Teraz odkrywamy, że nie możemy być nikim innym, ale musimy pozostać sobą. Oto dlaczego indiańska świadomość dojrzewa i z roku na rok staje się silniejsza. Ponieważ są to proroctwa naszych przodków wierzę, że wreszcie plemiona złączą ręce i staną w kręgu. I kiedy już cała mgła opadnie, czyli - skoro mówimy o współczesności - kiedy ta cywilizacja się skończy, mam nadzieję ujrzeć moich indiańskich braci stojących tam, gdzie mgły nie będzie, dzięki mądrości i wskazówkom naszej starszyzny.
Podobnie jak nie-Indianie, którzy mogą pamiętać pierwotne instrukcje życia, i ci ludzie, którzy kiedyś nauczyli się, jak się do tego przygotowywać, muszą się tego znowu nauczyć, ponieważ nadchodzi czas, kiedy fundamenty supermarketów runą i zrozumiemy, że żywność nie wyrasta na chodnikach. Więc tak czy inaczej, zaczniemy troszczyć się o samych siebie. Ta cywilizacja kończy się. Kończyły się wszystkie cywilizacje w historii. Nic nie uchroni tej cywilizacji przed skończeniem się. Ale jeśli dziesięciu z was będzie mogło przetrwać i będziecie musieli zacząć całe życie od nowa, to jak zamierzacie to zrobić?
Właśnie dzisiaj jest czas, kiedy powinniśmy praktykować te rzeczy - po prostu zwykłe życie.

przeł. Marek Nowocień

Fragmenty przemówienia wygłoszonego latem 1981 roku podczas konferencji ekologicznej w północnym Saskatchewan, w Kanadzie. Przedruk za: "Akwesasne Notes" vol. 13, nr 5, zima 1981.


prenumerata gdzie kupić?

powrót