Tawacin nr 2[58], lato 2002 (fragmenty artykułów)

Obracanie Leczniczego Kręgu
Bear Tribe w Górach Catskill

Jechałem, szukając znaku i nic nie znajdując. Nie szukałem świętego zwierzęcia czy kołującego jastrzębia, ale zwykłej tabliczki “Camp Kinder Ring”. Lecz jechałem z północy, a to był kierunek, z którego raczej nie spodziewano się gości. Jeszcze raz zajrzałem do instrukcji, którą otrzymałem kilka dni temu wraz z biletem. Informowała ona, co powinienem nosić i co zabrać ze sobą - poncho, latarkę i koc, a "jeśli zechcesz wziąć specjalny KAMIEŃ do Leczniczego Kręgu, to duch kamienia zostanie odnowiony i będziesz mógł zabrać i kamień, i ducha ze sobą do domu". Wziąłem swój kamień.
Wśród ludzi tworzących Leczniczy Krąg zacząłem spostrzegać etniczną różnorodność. Dwóch czy trzech czarnych ludzi, buddyjski kapłan z ogoloną głową, para wyglądająca na Japończyków, z drogimi aparatami fotograficznymi przewieszonymi przez ramię. Rozrzuceni w tłumie Indianie, może ze dwudziestu.
Na zachodnim skraju koła ujrzałem znaną twarz Sun Beara. Nie mówił wiele do ludzi, którzy wciąż do niego podchodzili. Z założonymi rękami przeważnie kiwał głową i uśmiechał się. Nosił czarny kowbojski kapelusz z orlim piórem i przybraną frędzlami kurtkę z jeleniej skóry. Było oczywiste ze spojrzeń niektórych podchodzących do niego, że równie dobrze mógłby mieć na sobie białą szatę i sandały. "Jezus - powiedział kiedyś mój znajomy - musiał być Indianinem. Rzeczy, które mówił i w które wierzył, brzmią tak samo jak rzeczy, które Indianie zawsze mówili i w które wierzyli". A dziś, nie rozumiejąc społecznego komentarza i ironii tej uwagi, bardzo wielu nie-Indian jest gotowych zgodzić się z takim stwierdzeniem, a nawet pójść o krok dalej. Wydaje się, że cholernie wielu ludzi liczy na to, że Indianie będą nauczycielami i mesjaszami.

Błaganie o wizję
Po tygodniu pobytu w Pine Ridge przenieśliśmy się z Davidem i Jamesem do Crow Dog Paradise - posiadłości Leonarda Crow Doga w rezerwacie Rosebud.
Tam odbyliśmy ceremonie ofiary naskórka (flesh offer) i błaganie o wizję (hanblecheyapi) poprzedzone szałasem potu (inipi). David, weteran wojny w Wietnamie, człowiek silny i posiadający wielką wiedzę o tradycjach Indian, postanowił dopełnić tubylczych obrzędów. Gdy poważnie zachorował obiecał, że jeśli przeżyje, złoży Wielkiemu Duchowi w ofierze sto kawałków skóry. Dzięki pomocy Jamesa nadszedł czas spełnienia obietnicy.
Dawid przyjął wierzenia Indian. Był dla mnie wielką zagadką, którą zresztą pozostał do dzisiaj. Często opowiadał o wizjach i o tym, co mu objawili przodkowie i Wakan Tanka. Brzmiało to w ustach “białego” mało wiarygodnie, ale ponieważ Indianie słuchali go z wielką uwagą, uznałam, że również powinnam uwierzyć. Obydwoje szukaliśmy drogi i wskazówek. Ja, niepraktykująca katoliczka, i on, były buddysta, byliśmy tak samo zagubieni. Po ceremoniach Inipi, które dały nam nową siłę, wydawało się, że odnaleźliśmy to, co w życiu najważniejsze - wiarę. Podziwiałam Davida za to, co robił. Myślałam, że później przyjdzie kolej na mnie...

Szaman XXI wieku
tubylcze lecznictwo łączy duchowość z nauką zachodniej medycyny
-
[Tubylczy lekarze] zachęcają do trzeźwości i zwracania uwagi na to, co trzeba robić, aby pozostać zdrowym w ogólnym znaczeniu - powiedziała dr Barbara Ramsey. - Musisz opiekować się dziećmi, umacniać więzy pokrewieństwa, szukać odpowiedzi na pytanie, po co jesteśmy na ziemi. Oglądanie telewizji i jedzenie Big Maców niekoniecznie musi przyczyniać się do lepszego samopoczucia duchowego.

Powrót Małego Bizona
W przedmowie do jednego z kolejnych wydań Małego Bizona Arkady Fiedler twierdzi, że historię bohatera powieści spisał od dwóch jego kuzynów, na których natknął się w winnipeskiej księgarni. Jak się jednak okazuje, pan Fiedler na kuzynów Małego Bizona w księgarni nie mógł się natknąć z tego prostego powodu, że Mały Bizon kuzynów nie miał. Przynajmniej nie w Winnipeg. Urodził się nie w skórzanym tipi na łowieckich terenach Czarnych Stop, jak twierdził przez większą część swego osobliwego życia, a na południu Stanów Zjednoczonych w rodzinie niewolników. Swój fantastyczny życiorys, który opisał w autobiograficznej powieści, po prostu stworzył. Powieść tę z kolei Fiedler najprawdopodobniej użył jako źródła do Małego Bizona. Niemniej jednak, prawdziwa historia człowieka, który żył jako Mały Bizon jest równie fascynująca jak ta, którą stworzyła jego wyobraźnia. Ale zacznijmy od początku...

Indianie na życzenie
wokół L’anno dell’indiano Ernesto Ferrero

White Elk był również aktorem. Przed przybyciem do Włoch występował z grupą tancerzy z plemienia Arapaho w Londynie, Paryżu i Nicei. W dorobku miał już role w Hollywood, w tym udział w dwóch filmach u boku Rudolfa Valentino. W Nicei spotyka dwie szlachcianki z Austrii, matkę i córkę. Wkrótce kobiety zakochują się w przystojnym Indianinie i, hojnie użyczając własnych powabów oraz pieniędzy (a także prezentu w postaci samochodu bugatti), zabierają w dalszą podróż do Włoch. Tam znajdują się ich posiadłości. Podróż po Włoszech ukoronowana spotkaniem Białego Łosia z Mussolinim (który ponoć obiecał mu wsparcie dla indiańskiego narodu i wstawiennictwo u innych rządów europejskich) oraz jego entuzjastyczne przyjęcie przez mieszkańców Włoch są treścią książki.

Muzyka Indian Ameryki Północnej (dokończenie)
1. Pieśni życia
Pieśni towarzyszyły całemu życiu Indianina. Po urodzeniu, niemowlę wsłuchiwało się w kołysanki śpiewane przez matkę i bujane było w rytm wystukiwany ręką czy nogą. Inspiracji do skomponowania kołysanki dostarczały odgłosy natury. Uważano, że dobra kołysanka powstanie wtedy, gdy matka uda się do lasu i nasłuchiwać będzie głosu wilczycy (Wrony) lub niedźwiedzicy (Czirokezi). W nieartykułowanym głosie zwierzęcia miała ona próbować znaleźć sens i zamienić go w słowa i melodię pieśni. Jednakże kołysanki były na ogół bardzo proste, niekiedy zawierały tylko jedną sylabę (na przykład u Czipewejów) lub słowo. Niełatwo je było usłyszeć. Udawało się to czasem etnografkom spisującym muzykę w rezerwacie, jako że Indianki nie śpiewały w obecności białych mężczyzn. Gladys Reichard usłyszała kołysanki Nawahów, choć początkowo uważano, że ich nie posiadają.

2. Charakterystyka muzyki Indian
Muzyka Indian Ameryki Północnej jest zasadniczo wokalna i tworzona przez głos solowy. Pieśni śpiewane są unisono (kobiety śpiewają o oktawę wyżej). Jedyną formą polifonii jest śpiew antyfonalny: najpierw solista, potem chór. U Irokezów prowadzący śpiewał jedną frazę, pomocnik powtarzał ją, po czym pozostałe frazy śpiewali razem. Antyfona ma, w tym przypadku, dwie formy: monotonną - odpowiadanie jednym dźwiękiem w końcowej pozycji (pieśni "zwierzęce" jak Buffalo Song i Bear Song) i melodyczną - w pieśniach agrarnych, tańcach towarzyskich (Irokezi).

3. Historia badań muzyki Indian
Muzyka Indian przekazywana była z pokolenia na pokolenie, "z ust do ust". Jedyną formą zapisu treści muzycznej były obrazki na korze brzozowej. Obrazki takie znane były u Indian Chippewa, które rozumiał każdy członek Stowarzyszenia Leczniczego Midewiwin. Pierwszego zapisu w notacji muzycznej dokonał Marpurg, w 1760 roku (Alkmoonok, czyli Cherokee Death Song, drukowana w Berlinie w 1784). Jedną z pierwszych zapisanych pieśni indiańskich jest Pieśń Powitalna (Greeting Song) Indian Tlingit (1786). Następnie 43 pieśni Indian Seneca zanotował w 1880 roku Theodor Baker z Lipska, a pieśni Indian Wawan Alice Fletcher z Harvard University w 1884. Podobnie dr Stumf z Wiednia i dr Boas z Columbia University zapisali w 1886 roku 23 pieśni eskimoskie. W roku 1889 do zapisu pieśni Indian z Maine po raz pierwszy zastosowano fonograf (dr Fewkes). Następne zapisy dotyczyły pieśni Indian Zuni i Hopi przez dr. Gilmana z Bostonu, a także dr. Weada i dr. Hoffmana. Od 1904 do 1938 ciągłe badania prowadziła i dokonywała zapisów grupa naukowców niemieckich. Ze strony amerykańskiej pieśni tubylcze spisywali: Natalie Curtis, dr Burton, Frances Densmore (odpowiedzialna za spisanie 2250 pieśni), Helen Roberts i wielu innych. Polak Zygmunt Estreicher opisał pieśni Eskimosów Caribou i wykazał ich podobieństwo do tych śpiewanych przez Eskimosów z Grenlandii, a spisanych przez Olsena.

4. Współczesna muzyka Indian
Współczesna muzyka indiańska, mimo że posługuje się nowoczesnymi technikami (na przykład syntezatorami) zachowuje odrębny charakter przez kontynuację swoich, różnych od euro-amerykańskich, wartości estetycznych. Stare pieśni wielu plemion są z pietyzmem przechowywane w pamięci i śpiewane przy okazji ceremonii, festiwali i pow-wow w różnych miejscach Stanów Zjednoczonych i Kanady. Wiele nowych pieśni jest komponowanych lokalnie i przedstawianych w czasie pow-wow, niekiedy z dedykacją dla zasłużonych starszych plemienia lub dla wybitnych tancerzy. Wielu indiańskich flecistów komponuje nowe pieśni, dokonując ich nagrań, lub nagrywa pieśni stare w swoim nowym wykonaniu (Reiner, Cellicion, Locke, Nakai). Inni organizują zespoły muzyczne, grupy jazzowe (Nakai, grupa Jackalope) z muzyką elektroniczną opartą na motywach etnicznych z zastosowaniem nowoczesnych instrumentów.

Simon Girty i wojna na pograniczu
Wsławiony walkami w puszczy, mocno związany z Indianami, Girty wyrósł wśród Seneków i mówił jedenastoma językami indiańskimi. Był także doświadczonym i odważnym zwiadowcą, który dobrze się zasłużył sprawie zbuntowanych kolonistów. Tak było jeszcze ubiegłej jesieni, kiedy podczas misji dla generała Edwarda Handa (którego Waszyngton dopiero co mianował głównodowodzącym na zachodnim teatrze wojny), został - jako amerykański szpieg - uwięziony przez Seneków. Uciekł jednak, nim zdążyli przekazać go władzom angielskim w Detroit. Po powrocie do fortu Pitt doniósł o nowej bazie zaopatrzeniowej  Anglików u ujścia rzeki Cuyahoga. W lutym 1778 roku wyruszyło przeciwko niej pięciuset ochotników, a wśród nich Girty, lecz musieli zawrócić z powodu niesprzyjającej pogody. Wyprawa nad Cuyahogę przyniosła jedynie zamordowanie kilku niewinnych, pokojowo nastawionych Indian, stąd szybko i pogardliwie nazwano ją "wyprawą na squaw".

Dwie strony Ruchu
1. Uczciwość i odpowiedzialność (James Robideau ponownie w Polsce)

James przeprowadził z nami dwie ceremonie Inipi. Pierwsza z nich była niejako "lekcją". Zostaliśmy poinstruowani, w jaki sposób przygotować miejsce na szałas potu, jak go zbudować zgodnie z lakocką tradycją, jak przygotować ognisko i ołtarz, jak duże znaczenie mają w naszym codziennym życiu Ogień, Woda, Ziemia, Powietrze.

2. Nie jesteśmy zapomnianą stroną w podręczniku historii...
Czarny Ogień w Polsce

Dostępne próbki hałaśliwej "alter-natywnej" muzyki grupy Blackfire, z nielicznymi z pozoru "indiańskimi" akcentami, spotkały się z chłodnymi raczej komentarzami przywykłych do bardziej tradycyjnej muzyki indianistów i nie rozbudziły zainteresowania grupą. Tym większym zaskoczeniem były pierwsze informacje po spotkaniu w Białymstoku, że Indianie rzeczywiście pochodzą z Big Mountain i dużo wiedzą o trudnej sytuacji Nawahów. Że autentycznie interesują ich problemy współczesnej cywilizacji, a także polskie bursztyny, żubry, zioła i legendy. Że ojciec młodych muzyków jest tradycyjnym nawajskim artystą i uzdrawiaczem, że występują już od kilkunastu lat, są w Europie po raz czwarty i w ogóle nie piją alkoholu ("Nasi przodkowie nie po to umierali, byśmy oglądali TV i przepijali życie...").

Waleczni Czejenowie
Kiedy Naczelny "Tawacinu" namówił mnie do kontynuowania tej rubryki po moim znakomitym poprzedniku, poszedłem do swojej biblioteki i rozsiadłem się w ulubionym miejscu - pośród map i książek o Indianach. Od dawna przestałem je liczyć, ale "na oko" jest ich około tysiąca: naukowych, popularnonaukowych, reportaży podróżniczych i powieści. Znakomitych, dobrych i zupełnie kiepskich, które trzymam z sentymentu. Co wybrać?
Zerknąłem na rozpiętą na ścianie mapę z "National Geographic" i wzrok mój padł na konnego Czejena ciągnącego załadowane włóki. Od razu przypomniały mi się dwie wyśmienite książki, które czytałem w młodości. Odnalazłem je, odkurzyłem i zacząłem kartkować ze wzruszeniem, jakiego doznajemy, spotykając po latach starych przyjaciół.

Z przymrużeniem oka (rys. Mirosław Dunin-Sulgostowski)

prenumerata gdzie kupić?

powrót