Alicja Sordyl
"To taki Trzeci Świat w Ameryce"
czerwiec 2001

Jak wygląda życie Indian w rezerwatach? Gdzie podziały się tipi? Kto jest wrogiem, a kto przyjacielem? Czy da się wrócić do przeszłości? Czy warto walczyć? Te i wiele innych pytań zadaje sobie wielu z nas. "Indianiści" - Polacy, którzy myślą, że wiedzą dużo o życiu narodów tubylczych. Jestem jedną z nich... Wydawało mi się, że jestem gotowa stanąć twarzą w twarz z prawdziwym życiem. Czy się rozczarowałam? Czy udało mi się znaleźć ścieżkę wiodącą przez nieznany świat wstrząsających realiów? Myślałam, że wiem, czym jest życie, że wiem, co to znaczy "bieda" i “głód”. Teraz jednak wiem, że tak naprawdę nikt z nas nie zna prawdy. A życie Indian jest niekończącą się walką o wolność, tradycje, honor i ...chleb. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. W ciągu jednego roku poznałam mojego Nauczyciela, mój świat i moje przeznaczenie. Poznałam ludzi, którzy wierzyli we mnie od samego początku, którzy mają tak niewiele, a dali mi więcej niż ktokolwiek inny.
Poniedziałek rano wraz ze wschodzącym słońcem zaczęła się podroż mojego życia.
Wsiadłam w wielkiego, błękitnego Dodge'a i wraz z dwoma towarzyszami podroży udaliśmy się do South Dakota, rodzinnej ziemi Indian. Na początku czułam się trochę skrępowana. Jamesa znałam już od roku. Był wielkim wsparciem dla mnie w ciągu mojego całego pobytu w Ameryce. Szaman plemienia Lakota zajął się mną jak własną córką. Dawida właśnie poznałam. To jest jego podróż. Przygotowuje się on do
odbycia, jak się później przekonałam, bardzo ważnych ceremonii. To wielka próba dla mnie i dla niego. Podróż przy dźwięku indiańskich bębnów mijała spokojnie. Minęliśmy stany Floryda, Georgia i Tennessee praktycznie bez żadnych problemów. Dopiero w nocy spotkałam się pierwszy raz z tym, jak traktowani są Indianie w Ameryce. Zatrzymała nas policja. Kazali Jamesowi wyjść z auta, zadawali mu mnóstwo pytań o nas, o naszej podroży... Następnie kazano mu się cofnąć, a nam wysiąść z auta... tysiące pytań, dokumenty... było bardzo zimno, przeszliśmy na tył auta. Policjanci zaczęli przeszukiwać nasze rzeczy, torba po torbie, sprawdzono również nas. Po czym wpuszczono psa między nasze bagaże... Chyba ich rozczarowaliśmy, gdyż nic nie znaleźli. No cóż, nasze dokumenty mogły wyglądać podejrzanie: Polka pracująca na statkach, indiański szaman i były żołnierz wojny w Wietnamie. Ale dlaczego wybrano nasze auto? Czy indiańskie ozdoby i naklejka na szybie wyglądały podejrzanie? Wytłumaczono nam, iż szukano narkotyków i broni... dlaczego właśnie my? Co jeszcze nas czeka? Co czeka mnie? Europejkę "wtykającą nos" nie tam, gdzie trzeba. Mogliśmy odmówić rewizji, ale wtedy czekałoby nas dużo więcej problemów. Nie zostało nam nic, jak tylko grzecznie przytakiwać. Nawet na głupie pytanie: "skąd wzięliście tę piękną dziewczynę, ja musiałbym za to dużo zapłacić", Dawid grzecznie odpowiedział: "Mieliśmy szczęście". Nietrudno sobie wyobrazić, jak się poczułam, na pewno nie był to komplement. W końcu pozwolono nam odjechać. Wsiedliśmy z powrotem do auta. Tym razem wszystko dobrze się skończyło. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Czy tak wygląda Ameryka? Milcząc ruszyliśmy w dalszą podróż.
Niesamowite, jak zmieniają się krajobrazy wraz z mijanymi kilometrami. Przez palmy, góry, aż po prerie... Minęliśmy Kentucky, Illinois, Missouri, Iowa i Nebraskę. Po drodze słuchałam opowieści Jamesa, starałam się od niego uczyć... David wie dużo więcej niż ja... czasami mówią o rzeczach, których ja zupełnie nie rozumiem. Co to jest give away, czy ja też powinnam być na to przygotowana? Chyba się trochę denerwuję. Wieziemy ze sobą ostatnie pudło z akcji "Zabawki", czuję się lepiej, nie pojawię się z pustymi rękami. Pogoda się zmienia, z upałów Florydy temperatura spadła do 15 stopni i pada deszcz. Chyba trochę przespałam... Nebraska... naokoło farmy, powoli otaczają nas prerie... Co chwilę mijają nas długie pociągi. Przypomina mi to, jak bardzo tubylcy walczyli przeciwko tym długim korowodom. Teraz one są smutnym symbolem wyniszczenia. Przecież ich zawartość to jest to, co wydarto ze świętej ziemi Indian, to co wyrywa się matce Ziemi, to co jest sercem Black Hills.
Zostało nam co najmniej 10 godzin jazdy... mijamy małe miasteczka, wyglądają tak, jakby czas się dla nich zatrzymał. Nigdy nie myślałam, że gdzieś w wielkiej współczesnej Ameryce jeszcze istnieją miejsca, jak te. Ogromne prerie, pustka i spokój. Nagle zatrzymują nas robotnicy, budują nowy pas drogi. Po co? Oprócz nas nie ma tu ani jednego auta... Dlaczego niszczą tę piękną ziemię? Czasami nienawidzę ludzi...
Przed chwilą minęliśmy kojota , który ciekawie się nam przyglądał. James stwierdził, że to dobry znak.
Już jesteśmy... jakże łatwo zakochać się w tym miejscu. Z każdej strony czuć obecność wielkich wojowników. Wszyscy mamy łzy w oczach...

powrót do strony głównej

następny

napisz do autorki