JEDNYM
ZDANIEM
Szersze
artykuły znajdziesz w dziale "Z ziemi Indian"
Ostatnia aktualizacja
7 czerwca 2002 r.
Po trwających od początku prezydentury George’a W. Busha pracach nad reorganizacją skompromitowanego niedawno indiańskiego Funduszu powierniczego (z powodu awarii systemu komputerowego pod koniec ub. roku kilkadziesiąt tysięcy indiańskich rodzin nie otrzymało przez dwa miesiące świadczeń z Funduszu będących często jedynym źródłem dochodu) zarządzanego przez Biuro do Spraw Indian, sekretarz spraw wewnętrznych, pani Gale Norton przyjęła pakiet propozycji wysuniętych przez tubylczą grupę roboczą.
Grupa robocza została powołana w grudniu ub. roku w odpowiedzi na pierwotny plan reorganizacji Funduszu, który Norton przedstawiła bez konsultacji z plemionami, w czym Indianie dopatrzyli się zamachu na plemienną suwerenność. Plan Norton zakładał głównie zmniejszenie biurokracji, z powodu której w ubiegłym stuleciu sprzeniewierzono – jak szacują Indianie – około 100 mld dolarów. Plan zakładał również podział obowiązków między dwóch asystentów sekretarza. Jeden miałby zajmować się Funduszem powierniczym, a drugi – pomocą społeczną dla plemion.
Przyjęte przez Norton propozycje grupy roboczej przewidują raczej skupienie w jednej agencji wszystkich kompetencji – od wypłat świadczeń z tytułu dzierżawy ziemi czy surowców naturalnych, przez szkolnictwo po budowę dróg w rezerwatach.
Propozycje przesłano do plemion, które mają przedyskutować je i wypracować stanowisko, by zdążyć przed konwencją Narodowego Kongresu Amerykańskich Indian (NCAI), która odbędzie się 19 czerwca w Bismarck, w Dakocie Północnej.
Przewodniczący plemion muszą przede wszystkich rozważyć przyjęcie jednej z trzech opcji:
- Stworzenie nowego stanowiska zastępcy sekretarza ds. Indian odpowiedzialnego za wszelkie sprawy dotyczące Indian a rozpatrywane przez Departament Spraw Wewnętrznych.
- Podział Biura do Spraw Indian na dwie lub więcej agencji zajmujących się np. szkolnictwem, funduszem powierniczym i jego obsługą.
- Stworzenie nowego stanowiska podległego sekretarzowi ds. Indian, łączącego powyższe opcje.
Oprócz tego grupa robocza składająca się z 24 przywódców plemiennych, 16 rezerwowych (na wypadek nieobecności któregoś z wodzów) oraz 8 przedstawicieli Departamentu, zaleciła likwidację Biura członka zarządu Funduszu i utworzenie w zamian niezależnego organu nadzorczego odpowiedzialnego za administrowanie Funduszem powierniczym. WASHINGTON POST
Unieważnienie roszczeń ziemskich Indian Miami w stanie Illinois przewiduje projekt ustawy złożonej w Kongresie USA przez trzech republikańskich kongresmanów z tego stanu. Miami z Oklahomy domagają się przed sądem zwrotu 2,6 mln akrów ziemi (ok. 10 tys. km kw.) w środkowo-wschodniej części Illinois. Politycy utrzymują, że Miami domagają się ziemi, żeby zbudować na niej kasyno.
- Plemię nigdy nie zrzekło się tej ziemi, ale zostało przymusowo wysiedlone, zaś Stany Zjednoczone sprzedały ją innym nabywcom – powiedziała Jacqueline Johnson, dyrektor Narodowego Kongresu Amerykańskich Indian (NCAI).
Przyjęcie ustawy może stworzyć niebezpieczny precedens w orzecznictwie sądowym w podobnych sprawach o zwrot indiańskiej ziemi. AP
Bizony z Parku Yellowstone ciągle trafiają do rzeźni. Departament ds. Hodowli Zwierząt Montany tłumaczy wybijanie bizonów próbą ochrony stad bydła przed brucelozą (chorobą zakaźną przenoszoną przez zarażone bizony), która ma powodować poronienie u cielnych krów. Obrońcy dzikich bizonów zarzucają pracownikom departamentu, że zabijają bizony bez przeprowadzenia stosownych badań.
Psychoza wśród hodowców bydła w Montanie obawiających się zarażenia swych stad ciągnie się od zimy 1996-97, kiedy to z powodu wyjątkowo srogiej zimy bizony zaczęły wychodzić z Parku w poszukiwaniu paszy na pastwiskach. Zabito wówczas ponad tysiąc bizonów.
Obecnie plan departamentu pozwala na odstrzał bizonów bez przeprowadzania testów, dopóki populacja tych zwierząt w Yellowstone liczy więcej niż trzy tysiące sztuk. Według obliczeń stado w Parku przekracza tę liczbę o około trzysta sztuk. Według raportu z biura Parku w tym roku zabito jak dotąd ponad 170 bizonów. NFIC
Nilak Butler otrzymała honorową nagrodę im. Anny Mae Pictou [Aquash] za całokształt swej działalności na rzecz tubylczej ziemi i wspólnoty, tubylczych dzieci i przyszłych pokoleń. Nilak należała do Ruchu Indian Amerykańskich (AIM) i przebywała w rezerwacie Pine Ridge 26 czerwca 1975 roku, kiedy w wyniku strzelaniny zginęło dwóch agentów FBI i jeden Indianin. Za zabójstwo agentów oskarżono Leonarda Peltiera i skazano na dwa dożywocia.
Nagrodę tę przyznaje co roku organizacja charytatywna Sieć Kobiet Tubylczych (IWN) powstała w 1985 roku w celu niesienia pomocy indiańskich kobietom. Obecnie Sieć skupia ponad czterysta kobiet i grup z całej Ameryki Północnej oraz wysp Pacyfiku.
W uroczystości udział wzięło szereg tubylczych osobistości, m.in. Joy Harjo, John Trudell, Barbara McCloud, Winona LaDuke, a także zaprzyjaźnieni z Nilak aktor Danny Glover i pisarka Alice Walker. Na spotkaniu były obecne także obie córki Anny i jej siostra.
- Annie Mae nie szukała chwały – powiedziała Nilak Butler – ale wytrwale pracowałam, wykonując wszystko co trzeba, bez względu jak małe czy duże było to zadanie. Nigdy się nie skarżyła w ciężkich chwilach. Przeciwnie – poświęcała się, a jej humor i mądrość łagodziła grozę tych trudnych chwil. Jej dary, jej siła i piękno żyje do dzisiaj w wielu ludziach. NFIC