JEDNYM
ZDANIEM
Szersze
artykuły znajdziesz w dziale "Z ziemi Indian"
Ostatnia aktualizacja
11 stycznia 2004 r.
Rada Plemienna Siuksów Oglala rozważa propozycję zniesienia prohibicji w rezerwacie Pine Ridge. Kasyno Prairie Wind mogłoby odtąd oferować drinki swym gościom i graczom. We wszystkich dziewięciu okręgach rezerwatu mogłyby powstać komunalne sklepy monopolowe. Podatki ze sprzedaży trunków byłyby przeznaczone na ośrodki leczenia alkoholizmu, na profilaktyczne programy dla młodzieży i przestrzeganie prawa. Dzięki temu pieniądze i tak wydawane przez Siuksów na zakup alkoholu w pobliskim osiedlu Whiteclay w Nebrasce, zostawałyby w rezerwacie i mogły być wykorzystane w celach społecznych.
- To bardzo kontrowersyjna propozycja, bardzo emocjonalna – powiedział John Steele, przewodniczący Rady Plemiennej. - Każda rodzina jest dotknięta alkoholizmem.
Decyzja ma zapaść w ciagu najbliższych dwóch tygodni.
Tim Giago, znany lakocki dziennikarz i wydawca takich czasopism jak "Indian Country Today" czy "Lakota Journal", zapowiedział, że będzie się ubiegał o nominację Partii Demokratycznej na senatora reprezentującego Dakotę Południową. Giago musiałby się zmierzyć z obecnym przywódcą komisji ds. mniejszości, senatorem Tomem Daschle, oraz z byłym senatorem republikanów Johnem Thune.
- Głównym powodem mego ubiegania się o nominację jest fakt, że przez ostatnie 50 lat nie doceniano głosu Indian w tym rezerwacie – powiedział Giago.
Zdaniem Leonarda Ellera, przewodniczącego Siuksów Santee z Flandreau, wybór Giago byłby korzyścią dla stanu.
- Pomógłby nie tylko tubylczym Amerykanom, ale wszystkim [mieszkańcom stanu] – powiedział Eller. - Nie znam go od strony politycznej, ale ma duże doświadczenie w życiu publicznym i to powinno mu pomóc.
Innego zdania jest Herbert Hoover, profesor histori na Uniwersytecie Dakoty Południowej.
- Nie dziwi mnie nic z tego, co robi Tim Giago. Myślę, że zdaje on sobie sprawę, iż nie ma żadnych szans w prawyborach [w czerwcu br.]. Po prostu wydał tylko takie oświadczenie. W sumie to dziwne po tym wszystkim, co Daschle robi dla tubylczych Amerykanów. Giago nie może wygrać. Prawybory pokażą, jaką siłę ma Daschle.
Grupa dziesięciu kobiet Kickapoo zabarykadowała się 19 grudnia w siedzibie Rady Plemiennej w McLoud, w Oklahomie. “Mamy już dosyć korpucji i chcemy ją powstrzymać” - napisały na transparencie w języku kickapoo uczestniczki protestu. Domagają się one uzniania wyników głosowania nad usunięciem z urzędu dotychczasowego przewodniczącego Rady Tony'ego Salazara.
Salazar zakwestionował wynik swej przegranej stosunkiem głosów 160:150, powołując się na zapis w Konstytucji Kickapoo stanowiący, iż głosowanie jest nieważne, gdy frekwencja wyniesie mniej niż 20%.
Na miejsce protestu przybyli agenci FBI, ale żadna z kobiet nie została aresztowana.
Tuż przed końcem roku komisja wyborcza potwierdziła ważność głosowania i usunięcie Salazara z urzędu, kobiety postanowiły jednak kontynuować okupację, mimo Świąt i Nowego Roku, ponieważ dotarła do nich pogłoska, że rada ekonomiczna rezerwatu pospiesznie powołała Salazara na swego dyrektora.
Teraz zdesperowane kobiety czekają na przedstawicieli Biura do Spraw Indian, którzy mają ostatecznie rozstrzygnąć spór.
Pracownicy Rady Plemiennej Indian Lumbee z Karoliny Północnej zostali poproszeni o podpisanie oświadczenia nakazującego im zachowanie tajemnicy służbowej. Niektórzy urzędnicy zastanawiają się, czy dokument ten nie łamie prawa. Oświadczenie zabrania członkom Rady udzielania jakichkolwiek informacji bez wcześniejszej zgody plemiennego Administratora. Osobom, które nie zastosują się do nowego regulaminu, grozi zwolnienie z pracy.
Zdaniem niektórych urzędników obostrzenia te wprowadzono po przecieku do prasy informacji, że plemię ma kłopoty z pieniędzymi na budowę domów. Okazało się, że z powodu nieterminowego złożenia dokumentów plemię straciło ok. 80% funduszy z Departamentu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miejskiego.
W lutym odbędzie się w Senacie USA głosowanie nad pełnym federalnym uznaniem Lumbee za lud tubylczy.
Więcej o Lumbee
[Szczegóły...]
Członkowie Czirokezów Grupy Wschodniej żyjący poza rezerwatem nie będą mogli już głosować podczas plemiennych wyborów – oto wynik referendum przeprowadzonego na początku grudnia ub. roku. Około 5,5 tys. Z 12,5 tys. wszystkich Czirokezów Grypu Wschodniej żyje dziś poza rezerwatem. Wyborcy zastanawiali sie, czy przysługuje im prawo głosu w sprawach dotyczących rezerwatu. Referendum rozpisano po wrześniowych wyborach do władz plemienia, w których zwycięzcy otrzymali znaczne poparcie osób nieobecnych w rezerwacie.
Uzbrojeni w strzelby, łuki i strzały, tysiące brazylijskich Indian najechało rancza przy granicy z Paragwajem, domagając się zwrotu swej ziemi. Pomalowani w barwy wojenne i w maskach Indianie Guarani i Caiua zajęli rancza niedaleko miast Japora i Iguatemi w stanie Mato Grosso do Sul tuż przed Bozym Narodzeniem. Policja podała, że tubylcy zabijali zwierzęta, brali zakładników i wyrzucali ludzi z ich posiadłości.
- Poruszali się po ranczach, jakby to była ich ziemia – powiedział jeden z policjantów.
Choć prezydent Luiz Inacio Lula da Silva zapowiedział zwiększenie przydziałów ziemi dla Indian, ci pozostają niezadowoleni.
- Władze nie przekazują nam ziemi, którą obiecali – powiedział Adao Irapiuta Brasil, reprezentujący obie grupy tubylców w Ogólnokrajowej Fundacji ds. Indian. - Często dają nam ziemię tylko wtedy, gdy użyjemy siły.
Irapiuta powiedział, że z żyjących w tym regionie 48 tysięcy Guarani i Caiua co najmniej 20 tysięcy wzięło udział w inwazji na rancza.
Policja podaje znacznie niższe liczby, szacując siłę Indian na około tysiąc osób.