JEDNYM
ZDANIEM
Szersze
artykuły znajdziesz w dziale "Z ziemi Indian"
Ostatnia aktualizacja
1 lipca 2002 r.
Ogień nadal pustoszy rezerwat Apaczów White Mountain w Arizonie. Pożar wybuchł 18 czerwca w ustronnym zakątku rezerwatu, ale błyskawicznie rozszerzył się na całą wschodnią Arizonę, łącząc się z innym pożarem (Rodeo-Chediski) i osiągając rozmiary nie spotykane w historii stanu. Kilka dni temu prezydent Bush uznał południowo-wschodnią Arizonę za obszar klęski żywiołowej.
Spłonęło 200 tysięcy akrów lasów (80 tys. ha) będących głównym bogactwem naturalnym Apaczów. Zachowując dotychczasowy poziom pozyskania drewna z wyrębu, kilkudziesięciu drwali miało zapewnioną pracę na co najmniej 12 lat. W ubiegłym tygodniu wielu z nich odebrało ostatni czek. Zdaniem ekspertów Służby Leśnej przywrócenie apackim lasom świetności zajmie minimum sto lat.
W rezerwacie ustała wszelka działalność gospodarcza, zamknięto tartak, hotel i kasyno. Przestali przyjeżdżać turyści i myśliwi polujący w rezerwacie na jelenie.
Przed wybuchem pożaru stopień bezrobocia wśród Apaczów White Mountain sięgał 60%.
Z chwilą rozszerzenia się pożaru poza rezerwat, Apacze spotykają się z licznymi aktami agresji ze strony nietubylczych mieszkańców stanu, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swych domów.
Szamani rozpoczęli modły o deszcz, a Rada Plemienna wyznaczyła nagrodę 6 tys. dolarów za informację mogącą pomóc wskazać osobę, która podłożyła ogień.
Pożar dotarł już do granic rezerwatu Nawahów.
Po kilku dniach intensywnego śledztwa prowadzonego przez FBI, BIA oraz policję Apaczów, 29 czerwca znaleziono sprawcę podpalenia lasu w rezerwacie White Mountain. Okazał się nim 29-letni strażak, Leonard Gregg, mający kontrakt z Biurem do Spraw Indian. Przyczyna podłożenia ognia okazała się przerażająca: strażak chciał zarobić trochę pieniędzy przy ...gaszeniu pożaru.
Dwa tygodnie wcześniej z tych samych powodów inny strażak podpalił las w stanie Kolorado.
Mimo zawarcia rządowego kontraktu strażacy otrzymują wynagrodzenie wtedy, gdy czynnie biorą udział w gaszeniu pożaru.
Sprawcy podpalenia lasu w rezerwacie Apaczów grozi kara 10 lat więzienia i 500 tysięcy dolarów grzywny.
Obrońcy tradycyjnych ziem Pierwszych Narodów wystosowali do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Lozannie pismo, w którym wyrażają swe niezadowolenie z projektu organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Vancouver w 2010 roku.
Janice Billy z ośrodka protestacyjnego Skwelkwek'welt w Sun Peaks, niedaleko Kamloops, w Kolumbii Brytyjskiej, powiedziała, że choć konkurencje sportowe nie będą rozgrywane na ich ziemi, to tubylcy obawiają się wzrostu zainteresowania sportami zimowymi i – co za tym idzie – rozbudowy infrastruktury.
Projekt ośrodka rekreacyjno-sportowego w Sun Peaks wywołał falę protestów ze strony tubylców, doprowadzając do zbrojnej konfrontacji i licznych aresztowań wśród Indian.
W Komitecie Organizacyjnym Olimpiady Vancouver 2010 zasiada czterech Indian.
Indianie Tohono O'odham (Papago) z Arizony domagają się od władz federalnych zmian w ustawie o służbach granicznych. Od południa rezerwat graniczy z Meksykiem i jest częstym miejscem przedostawania się nielegalnych imigrantów do Stanów Zjednoczonych. Jednakże, aby dostać się do najbliższego osiedla, trzeba przebyć kilkadziesiąt kilometrów przez pustynię. Niewielu się to udaje i Indianie systematycznie znajdują na pustyni zwłoki tych, którym nie dopisało szczęście.
Znając szlaki imigrantów, Indianie, razem z pastorem Kościoła prezbiterańskiego, wystawiają na pustyni baniaki z wodą, aby pomóc Meksykanom przeżyć w palącym słońcu.
Indianie domagają się zwiększenia liczby patroli wojskowych na granicy, co ich zdaniem odstraszy wielu chętnych do przedostania się na północ. Oskarżają władze, że pozwalają imigrantom przekroczyć granice, aby później dopaść ich na pustyni. Urzędnicy z kolei mają za złe Indianom, że pomagają imigrantom. Indianie mówią, że wystawiają wodę wyłącznie z pobudek humanitarnych.
Literatura tubylcza cieszy się w Stanach Zjednoczonych coraz większą popularnością, zarówno wśród księgarzy, jak i czytelników. Napływ w ostatnich dwóch dekadach wielkiej liczby imigrantów z Ameryki Łacińskiej, Azji i Bliskiego Wschodu spowodował nie tylko powstanie nowych społeczności, ale także odrodzenie grup etnicznych mieszkających w Ameryce od dawna. Jednym z rezultatów jest właśnie rozkwit literatury.